ZORGANIZUJ SIĘ – „będę ćwiczyć codziennie!”

Jak to zwykle bywa na początku Nowego Roku, na naszej liście do zrealizowania znalazły się regularne ćwiczenia. Patrzymy na wypełniony organizer z niedowierzaniem i strachem, że nie uda nam się spełnić tego, co sobie postanowiliśmy. Znacie to? Nic dziwnego. Poprzez założenie, że codziennie przez kilka godzin będziemy ćwiczyć, podczas gdy do tej pory naszą jedyną formą aktywności było wyjście do warzywniaka, skazujemy się na niepowodzenie.

Wiemy dobrze, że wytrwamy w tym postanowieniu góra tydzień. To oczywiste. Ciężko ot tak pokonać swoje przyzwyczajenia i zmienić się o 180 stopni. Niewypełnianie wcześniej określonego planu jeszcze bardziej nas demotywuje. Poza tym, naprawdę trudno realizować założenia, jeśli nie robimy, tego co lubimy. O tym właśnie chciałabym Wam opowiedzieć.

Poznacie dzisiaj historię mojej miłości do…aktywności fizycznej!

Moja przygoda ze sportem zaczęła się w gimnazjum. Grałam wtedy w siatkówkę. Jeździłam na zawody i dwa razy w tygodniu uczęszczałam na 2-godzinny trening. Powiem szczerze, że na początku było ciężko. Po pierwsze, kondycja nie była taka, jaka być powinna. Wcześniej, z siatkówką miałam styczność tylko na lekcjach wf-u. Każdy chyba wie, jak takie zajęcia wyglądają, o większym zmęczeniu nie ma mowy. Po drugie, dziewczyny bardzo dobrze się znały. Ja byłam „nowa”. Wszystkie obawy i początkowy strach udało mi się pokonać dzięki rodzącej się miłości do…siatkówki. Coraz lepiej mi szło, coraz większą przyjemność sprawiała mi gra. Na tyle się w to wkręciłam, że w każdej wolnej chwili chodziłam na dwór „poodbijać”, a w telewizji oglądałam tylko kanały sportowe.

siatkówka

Chciałam zapisać się do klubu, ale niestety w moim mieście taki nie istniał. Trudno było mi trenować, nie mając do dyspozycji sali gimnastycznej oraz ludzi, którzy chcieliby trochę pograć. Idąc na studia nadal pamiętałam o siatkówce. Z radością oczekiwałam kolejnej lekcji wf-u. Niestety, z powodu braku czasu (wcale nie! lenistwa, strachu, a może jeszcze czegoś innego), nie zapisałam się do uczelnianej drużyny.

Z tego powodu, ruszałam się naprawdę mało. Jedynym moim zajęciem ruchowym były wyprawy na uczelnię oraz cotygodniowe lekcje wf-u. Nie potrafiłam się zmotywować do ćwiczeń w domu. Przyzwyczajona do o wiele większej dawki sportu, postanowiłam zapisać się na jakieś dodatkowe zajęcia i spróbować czegoś nowego. Tylko czego?

Nigdy nie lubiłam biegać. Wyjątkiem jest poranny jogging w lesie (niestety taką możliwość mam bardzo rzadko). Wiedziałam, że bieganie wzdłuż głównej drogi nigdy nie będzie sprawiać mi frajdy (jestem pewna, bo już wiele razy próbowałam). Szukałam czegoś, z czego będę czerpać radość. Chciałam ćwiczyć dla samej przyjemności, a nie po to, by osiągnąć jakiś cel. Fitness zawsze trochę mnie nudził. Nie lubiłam też piosenek techno, które najczęściej pojawiały się w tle podczas ćwiczeń.

Surfowałam w internecie w poszukiwaniu przyjemnego spalacza kalorii. I wtedy natknęłam się na zumbę. Kojarzyłam tą nazwę, ale nie do końca wiedziałam na czym to wszystko polega. Przeczytawszy mnóstwo pochlebnych opinii na jej temat, postanowiłam spróbować. Znalazłam klub fitness, który mieścił się najbliżej mojego miejsca zamieszkania.

Kupiłam karnet na 4 wejścia w miesiącu. Ten krok okazał się być początkiem mojego nałogu. Nigdy nie przypuszczałam, że sport może sprawiać tak wielką frajdę. Zumba potrafi naładować akumulatory i pomaga odprężyć się po całym dniu ciężkiej pracy (uwielbiam zajęcia na 20-stą, po których mogę wrócić do domu i nie przejmując się już niczym, po prostu się zrelaksować). O zumbie nie będę już więcej pisać. Odsyłam Was do poprzedniego artykułu, w którym obszernie opisałam ten rodzaj aktywności: Zumba, zumba, zumba!

zumba

Jak wygląda mój zwyczajny aktywny tydzień?

Przede wszystkim, sport stał się moim uzależnieniem. W poniedziałki i piątki wieczorem uczęszczam na zumbę. W tym samym klubie fitness, odkryłam bardzo fajne zajęcia Body Pump, czyli ćwiczenia ze sztangami. Dodatkowo staram ćwiczyć się na orbitreku. Kilka miesięcy temu regularnie, razem z chłopakiem chodziliśmy na squasha. Niestety kontuzja kostki sprawiła, że musiałam zrobić sobie przerwę. Przymierzamy się jednak do tego, by znów zacząć grać regularnie. Poza tym, nie mogę doczekać się już wiosny, by móc wsiąść na rower i pojechać na wycieczkę do lasu.

Przyznam się Wam, że orbitrek strasznie mnie nudzi. Dlatego ćwicząc, włączam mój ulubiony i jedyny program, który czasem oglądam – Domo Plus i 30min bardzo szybko mija.

Przygotowałam dla Was również plan treningowy, który możecie wypełnić według swoich potrzeb. Wystarczy wydrukować go na kartce A4. Pamiętajcie, by nie przesadzać z ilością aktywności, bo nadmiar zadań może Was przytłoczyć. Na początek najlepiej założyć sobie, że będziemy ćwiczyć maksymalnie trzy razy w tygodniu. Trzeba także przewidzieć dni na regenerację, która jest bardzo ważna. Warto również określić orientacyjne godziny, w których mamy zamiar się trochę poruszać. Dzięki organizerowi możemy zaplanować pięć następnych tygodni (tyle średnio trwa jeden miesiąc).

PLAN TRENINGOWY DO DRUKU

PLAN TRENINGOWY DO DRUKU

Artykuł ten nie ma na celu gloryfikowania zumby. Zdaję sobie sprawę, że nie każdemu może ona pasować. Jesteśmy różni, dlatego każdemu z nas odpowiadać będzie coś innego. Musimy szukać tego, co da nam spełnienie. Poprzez dzisiejszy wpis pragnę pokazać Wam, że aktywność fizyczną naprawdę można pokochać i nie trzeba zmuszać się do ruchu. Każdemu z nas przyjemność będzie sprawiać inny jej rodzaj. Jedni wybiorą squasha, tenisa, koszykówkę, bieganie czy fitness. Ważne jest by znaleźć to, co sprawia nam przyjemność. Warto wypróbować kilka, a nawet kilkanaście dyscyplin, żeby znaleźć tą, która stanie się naszym nałogiem. Zapewniam, że taka istnieje, nawet jeśli bronimy się rękami i nogami od sportu. Później będzie już z górki 😉

Mam nadzieję, że skłoniłam Was do poszukiwań. A może odnaleźliście już swoją sportową pasję? Podzielcie się w komentarzach jaki rodzaj aktywności najbardziej lubicie 🙂

12 thoughts on “ZORGANIZUJ SIĘ – „będę ćwiczyć codziennie!”

  1. ja najbardziej lubię pływanie, jest to jedyna dyscyplina sportowa w której nie masz prawa się spocić 😀 Jasne, czasami jest to poniekąd wyznacznik, że daliśmy z siebie wszystko, ale niestety mnie często robi się też później przez to słabo i duszno, ale kiedy czujesz, że nogi się pod tobą uginają kiedy wychodzisz z basenu to też wiesz, że nie tylko taplałaś się przez te kilkadziesiąt minut. Poza tym pływając, moim zdaniem można nie tylko ćwiczyć, ale też odprężyć się. Kurcze chyba napiszę u siebie post na podobny temat. Myślę, że się nie obrazisz 😛

  2. Jeszcze nie znalazłam idealnej dyscypliny dla siebie. Bardzo lubię jeździć na rowerze, ale nie po mieście, więc nie często ma ku temu okazję. Lubię też pilates i ogólnie spokojne ćwiczenia na macie. Nie przepadam za atmosferą klubów fitness, więc polubiłam ćwiczenie w domu z filmikami Chodakowskiej 😉
    Cały czas jednak szukam czegoś co uwielbiałabym ćwiczyć.

    1. Jeśli rower to tylko za miastem, masz rację w 100%.
      Co do klubów fitness, to poniekąd się z Tobą zgadzam. Jeżeli chodzi o spokojne ćwiczenia, to też średnio lubię wykonywać je poza domem. Istnieją jednak takie dyscypliny jak np. zumba, których cała „magia” polega na tym, że powinno się je ćwiczyć w tłumie 😉

      Życzę powodzenia w poszukiwaniach! Na pewno uda Ci się znaleźć swoją pasję 🙂

    2. Ciekawa jestem co masz na myśli mówiąc, że nie przepadasz za atmosferą klubów fitness? Masz jakieś nieprzyjemne doświadczenia , czy mówisz o dużych klubach?

    1. Najważniejsze, by znaleźć dobrego instruktora, który tryska energią podczas ćwiczeń. Też byłam na takich zajęciach, które z zumbą miały niewiele wspólnego 😉

  3. Kiedyś byłam znacznie bardziej aktywna fizycznie, od kilku lat (!) próbuję do tego wrócić i wciąż znajduję wymówki. Jedynie chodzę na 1,5h spacery codziennie, ale to jeszcze nie to. Niech już ta wiosna przyjdzie! :-), to może coś i u mnie się zmieni.

    1. Spacery to też zawsze coś!
      Myślę, że znalezienie ulubionej dyscypliny sportowej to podstawa. Wtedy z pozytywną energią biegnie się na trening i ćwiczy z uśmiechem na twarzy 😉

  4. Tak naprawdę, to nawet jeśli ktoś z nas nie ma czasu lub nie chce go mieć;), to niech poćwiczy codziennie choćby 5 minut. Na to już nie może być wymówki- raz kilka ćwiczeń pilatesowych, innym razem rozciąganie czy praca z oddechem, albo nawet skakanie na skakance. To zawsze dobry początek do kolejnych zmagań.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *